Jacek Kobus Jacek Kobus
316
BLOG

Onaniści

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 5

Już Mistrz Lem 60 lat temu ostrzegał, że ludzkość podłączona do "fantomatów" skończy jako zbiorowisko bladych onanistów. Nie przewidział tylko, jak wiele może być rodzajów samogwałtu!

 
Oprócz najbardziej oczywistego, którym tu jednak nie będziemy się dzisiaj zajmować (wiem, wiem - ku żalowi części męskich Czytelników...), na pierwszy plan wysuwa się bodaj snucie w internecie fantazji poprawiających ogólne samopoczucie zarówno fantazjującego, jak i jego fanów.
 
Na tej zasadzie funkcjonuje większość najpopularniejszych autorów przynajmniej w polskiej blogosferze (ja się już wielokrotnie przyznawałem, że własne samopoczucie chętnie w ten sposób poprawiam, a i owszem - kompletnie za to nie dbam o Państwa, a nawet wręcz przeciwnie: sprawia mi perwersyjną przyjemność mówienie prawdy, czym Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ nie zdobędę ani Państwa sympatii, ani takiej popularności jak inni...).
 
Jak to działa?
 
Po pierwsze - dobrze jest pisać, jacy to Czytelnicy są wspaniali. Bo, na ten przykład, są Polakami.
 
 
Cóż jest takiego w "byciu Polakiem", co może poprawić samopoczucie Czytelnika?
 
Na razie nic. Ale, jak się do tego doda, że "Polak" to (do wyboru) nosiciel najstarszej w świecie Cywilizacji Miłości (cytat prawie że dosłowny! Nie będę podawał skąd, żeby niezasłużonej popularności oczywistemu kretynowi nie przysparzać!), albo jedyny czysty typ rasowy (no, to już jest trochę naciągane - nawet Profesor Bobola rozróżnia "Polaków", "tutejszych" i zdaje się jeszcze "biedne mieszańce" - czy jakoś tak..?), albo przedstawiciel najdoskonalszej cywilizacji łacińskiej - nooo, to już coś całkiem innego, nieprawdaż..?
 
Takie "kadzenie" zarówno czytelnikom, jak i samemu sobie (autor takich wypowiedzi jest przecież, co oczywiste, Polakiem najprawdziwszym z prawdziwych...) może się odbywać zarówno wprost (kiedy się wylicza i opisuje rzekome przewagi Polaka nad resztą ludzkiej mierzwy...) - ale to jest dość nudne i w gruncie rzeczy rzadko spotykane - jak i, niejako, a rebours. Metodą opisywania "wrogów" polskości. I wyliczania przyczyn tej wrogości.
 
Zgodnie z zasadą, że "mój wróg świadczy o mnie". Jeśli do "wrogów polskości" zaliczy się na ten przykład "WASP-owski spisek światowy" (domyślam się tylko, że chodzi o White Anglo - Saxon Protestants?) - to czyż takie stwierdzenie nie podnosi rangi Naszego Umęczonego Narodu na najwyższe możliwe wyżyny..? Jeśli się bąknie przy tym pod nosem, że to wszystko dlatego, iż owe "osy" nienawidzą "cywilizacji łacińskiej" i "katolicyzmu" - to czyż nie jest logicznym stąd wnioskiem, że nie ma bardziej łacińskich łacinników i katolickich katolików niż Polacy..?
 
Czytelnicy lubią, gdy autor mruga do nich porozumiewawczo i zadaje im zagadki. Ale tylko takie, które mają tylko jedno i łatwe do znalezienie rozwiązanie! Wówczas mogą ugruntować dobre o sobie mniemanie...
 
Opisywanie wroga i "demaskowanie" jego wrażych zakusów - to najważniejszy, najistotniejszy i nabardziej płodny motyw blogowych dywagacji. Przy czym tylko od fantazji autora i "targetu", w który celuje zależy - kto tym wrogiem będzie.
 
Tak więc, może być "wrogiem" jakiś monstrualny, światowy spisek dążący do wprowadzenia New World Order (najczęściej jest to wówczas spisek "żydowski", albo "masoński", albo "żydo-masoński"). Może być "wrogiem" klasa finansowych spekulantów: "Wall Street", "banksterzy", "City". Może być też "wrogiem", tradycyjnie, niemiecko - rosyjski sojusz (zwykle dodaje się wówczas, że "odwieczny", a przynajmniej "tysiącletni"...).
 
 
Podejrzewam, a nawet wiem, że gdzie indziej, takim "wrogiem" może być Kościół Katolicki czy też "spisek Watykanu". Tyle, że takich blogów staram się nie czytywać...
 
Oczywistą oczywistością jest, że pierwszą ofiarą takiego nastawienia do świata pada poczucie humoru. Zaiste! Zasoby ponuractwa, które się przy tej okazji ujawniają - rzeczywiście czyniłyby Nasz Umęczony Naród jakimś wyjątkowym, patologicznym przypadkiem w świecie. Czyniłyby - gdybym nie wiedział dobrze, że gdzie indziej - jest dokładnie tak samo.
 
No cóż: nie może być inaczej. Widział ktoś kiedyś, żeby trzepiący kapucyna onanista sypał przy tym dowcipami..?
 
Ostatni był bodaj Karol książę Radziwiłł "Panie Kochanku": kazał po każdym szczęśliwym wytrysku bić z działa na cześć małych Radziwiłłków, które właśnie zginęły... Ale to była inna epoka!
 
 
Gdzie indziej jest dokładnie tak samo - a też i zboczenie mentalne, które opisuję wcale NIE OGRANICZA SIĘ do tzw. "ekstremy" - ani "prawej", ani "lewej". To jest właśnie tzw. "główny nurt" zarówno tradycyjnych mediów, jak i internetu!
 
O co chodzi w marketingu? W marketingu chodzi o to, żeby sprzedać. A co się tak naprawdę sprzedaje klientowi? Klientowi tak naprawdę sprzedaje się nie towar i nie usługę - tylko DOBRE SAMOPOCZUCIE.
 
Klient, jeśli ma coś kupić - to przecież po to, aby poczuć się w efekcie lepiej, a nie gorzej - nieprawdaż..?
 
Jak wszyscy doskonale wiemy, im wyższa cena, za którą towar lub usługa zostały kupione - tym bardziej poprawia się samopoczucie klienta TUŻ PO zakupie (inna rzecz, że potem może równie szybko polecieć w dół... Hmm... czegoś to Wam nie przypomina..? Myślicie, że przypadkiem wybrałem tę seksualną metaforę dla dzisiejszego wpisu..?).
 
Informacja nie jest żadnym wyjątkiem od tej reguły. Gorzej nawet - o ile towar czy usługa poprawiają nastrój klienta by tak rzec pośrednio, oddziałując na jego zmysły - o tyle informacja trafia wprost do mózgownicy. Na ogół - przegrzanej i przepełnionej, bo niezwykła wprost łatwość generowania informacji w sieci sprawia, że jest jej ilość nie do ogarnięcia. W tej sytuacji, przegrzana i przepełniona mózgownica czytelnika - wybiera i zapamiętuje przede wszystkim te informacje, które najbardziej łechcą jego ego.
 
Co to jest, to już zależy od indywidualnych upodobań. Bardzo wielu ludzi lubi, jak innym jest źle. Stąd - takie powodzenie we wszystkich mediach informacji katastroficznych, negatywnych, groźnych nawet (w rodzaju regularnie powtarzających się doniesień o "kosmicznym zagrożeniu dla Ziemi", "przebiegunowaniu", "burzy słonecznej", itp., itd. - Freud pewnie by przy tej okazji pisał o "instynkcie śmierci", ale moim zdaniem - raczej jest to prosta uciecha z faktu, że jeśliby nawet wszystko miał szlag trafić - to przecież sąsiad, który nam celowo na złość, właśnie kupił sobie nową furę albo chałupę odmalował - wyjdzie na tym gorzej...).
 
 
Ludzie en masse lubią się też czuć wyjątkowi i niezwykli. Nawet, jeśli skądinąd nic sensownego nie mają do powiedzenia, a cała ich "tfórczość" to banalne zwierzenia w rodzaju: faceci są jak kibel - albo posrani, albo zajęci. Niejaki Zuckerberg zrobił na tej ludzkiej przypadłości całkiem fajny biznes!
 
 
Ludzie lubią też czuć się pewnie i rozumieć świat, który ich otacza. Przy czym słowo "rozumieć" w zdecydowanej większości przypadków nie dopuszcza tłumaczeń wykraczających poza najprostsze możliwe jedno-jednoznaczne związki przyczynowo - skutkowe. Pisałem o tym dawno temu (link).
 
Ponieważ świat nie jest ani prosty, ani jednoznaczny w interpretacji, a związki przyczynowo - skutkowe, które NAPRAWDĘ w nim występują są o wiele bardziej złożone niż buchalteryjna prostota schematu "jedna przyczyna - jeden skutek" - nawet w me(r)diach głównego nurtu, do żadnej "esktremalności" się nie posuwających - pełno jest obecnie różnego rodzaju "teorii spiskowych", znakomicie upraszczających przecież tę złożoną rzeczywistość.
 
 
Tematem na osobne rozważania jest klucz, wedle którego me(r)dia głównego nurtu oddzielają teorie spiskowe "bezpieczne" od "zakazanych". Bodaj zależy to od stopnia ich absurdalności. O Atlantydzie, latających talerzach, "zakazanej archeologii", "świętym Graalu", czy temu podobnych głupotach - jak najbardziej: wolno pisać i to jest nawet (dyskretnie) popierane.
 
Pisanie o "NWO", "banksterach" czy "żydomasonerii" - nie zawsze i niekoniecznie. Pewnie dlatego, że choć, jak wiele razy pisałem, "teoria Jedynego Spisku" jest absurdalna, to jednak - nie jest absurdalnym podejrzenie, że tacy lub inni spekulanci RZECZYWIŚCIE spiskują, a różne rządy mają niejednego trupa w szafie do ukrycia!
 
Można wręcz podejrzewać, że przynajmniej w niektórych wypadkach - lansowanie (dyskretne przecież...) absurdalnej "teorii Jedynego Spisku" - znakomicie ukrywa i maskuje różne rzeczywiste "spiski partykularne", a gadanie o "niemiecko - rosyjskim antypolskim przymierzu" - świetnie nadaje się do tego, aby odwrócić uwagę od złodziejstw i niekompetencji. O czym też pisałem, tylko że niedawno (link).
 
Na tym koniec na dzisiaj. Własne samopoczucie niewątpliwie powyższym tekstem poprawiłem - wykazując niezbicie, że spora część z Państwa to durnie. Co Wy z tym zrobicie - a to już nie moje zmartwienie...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura