Jacek Kobus Jacek Kobus
352
BLOG

Cenzus

Jacek Kobus Jacek Kobus Polityka Obserwuj notkę 2

Apogeum “cywilizacji białego człowieka” wypadło dokładnie 100 lat temu - w roku 1913. Od tamtej pory, mimo zauważalnego przyrostu materialnego dobrobytu, trwa ciągła degrengolada.


Nie chcę pisać, że “duchowa”, bo to nie mój zakres kompetencji, takie rzeczy oceniać. Ale jak chodzi np. o jakość rządzenia..?

Fakt, że nigdy wcześniej tylu oczywistych głupców nie żyło tak dobrze, wygodnie i spokojnie jak obecnie, jest jednoznacznym dowodem na porażający wprost materialny dobrobyt, w jakim się tarzamy. Tu pełna zgoda. Czemu jednak zawdzięczamy ten dobrobyt..? Nie rządom przecież! Nawet nie żadnej “organizacji społecznej” - bo niby co tu się na plus zmieniło w ciągu ostatnich 100 lat? Że baby poszły do roboty poza domem..?

Materialny dobrobyt przyrasta nam w pewnym sensie automatycznie.Konsumujemy w ten sposób efekty technicznego progressu. Jedyna zasługa niemiłościwie całej planecie panujących rządów polega na tym, że jedne z nich PRZESZKADZAJĄ w owym wzroście dobrobytu nieco mniej niż inne...

Jak już pisałem ostatnio, nie mam bladego pojęcia co zrobić, aby tę degrengoladę powstrzymać. “Liberalna demokracja” jest tak sprytnie pomyślanym rodzajem totalitaryzmu że ludzie, którzy są w rzeczy samej ofiarami tego systemu - gotowi są istotnie no może nie krew przelewać (w każdym razie nie własną...), ale już na pewno: kostkę z chodników rwać i we wrogów ustroju rzucać..! Poza tym, żadna z lepiej zorganizowanych “grup nacisku” w naszym społeczeństwie nie ma interesu, aby cokolwiek zmieniać.

Ale pobawić się można. Od dobrej zabawy przecież chyba się jeszcze nikomu nie pogorszyło, nieprawdaż..?


W roku 1913 w zdecydowanej większości krajów uważających się za “cywilizowane” panowała demokracja ograniczona. Ograniczona m.in. cenzusami. Praw wyborczych pozbawieni byli funkcjonariusze państwowi oraz osoby legitymujące się niedostatecznym statusem materialnym. Najczęściej - ci, którzy nie zapłacili w ciągu roku poprzedzającego wybory określonej sumy podatków. Gdzieniegdzie obowiązywał także cenzus wykształcenia (np. w wyborach do izb wyższych - tam, gdzie takowe były wybierane).

Urzędnicy państwowi, żołnierze i policjanci uzyskali prawa wyborcze mniej - więcej w tym samym czasie co kobiety - po II wojnie światowej. W rzeczy samej oddanie pracownikom prawa wybierania sobie swojego szefa jest czymś absurdalnym i nie znajduje najmniejszego uzasadnienia ani w moralności, ani w jakości zarządzania: poza, oczywiście, perwersyjną etyką i perwersyjną logiką marksizmu - leninizmu - stalinizmu, który akurat był w tym momencie na topie, jak chodzi o tzw. “intelektualne” mody..!


Powrót do rozwiązań ustrojowych sprzed 100 lat niczego nam nie gwarantuje w chwili obecnej. W szczególności do cenzusu majątkowego należy podchodzić z wielką ostrożnością. Taki cenzus w błogosławionym wieku XIX miał głęboki sens. Zapewniał znaczną dozę ciągłości i stabilności rządów, jako że awans materialny polegał wówczas na kooptacji: nuworysze robili co w ich mocy (na ogół), by stylem życia, poglądami, zachowaniem zasłużyć na akceptację już zasiedziałej, liberalnej elity. Zresztą, nawet Jan Jakub Rousseau stwierdzał, że ludziom bez majątku (w domyśle: pozwalającego na utrzymanie się bez pracy najemnej...) nie można powierzać rządów, bo będą swój głos sprzedawać bogatszym...

Obecnie kontynuować nie ma czego. Elita finansowa obecnej Polski wywodzi się wprost z dawnej nomenklatury partyjnej: z ludzi dobieranych na zasadzie “selekcji negatywnej”, przynajmniej pod względem jakości moralnej.

Kompletną katastrofą byłoby też przywrócenie cenzusu wykształcenia. Długo by trzeba na ulicach szukać tylu ewidentnych durni, ilu się spotka na przeciętnej radzie wydziału przeciętnego uniwersytetu!

szukałem ilustracji pod hasłem "stupid people"
Ale ten obrazek mnie urzekł!

Tym niemniej - coś dla poprawy jakości rządzenia dałoby się zrobić. Na początek pozbawiając czynnego prawa wyborczego (czyli prawa do głosowania: prawo do bycia wybieranym, więc “bierne prawo wyborcze” - w ogóle mnie tu nie interesuje) urzędników państwowych, pracowników państwowych firm i instytucji, nauczycieli państwowych szkół wszystkich szczebli, lekarzy i innych pracowników zatrudnionych w państwowych szpitalach, żołnierzy służby czynnej, policjantów i funkcjonariuszy tych kilkunastu innych służb specjalnych, zarówno mundurowych, jak i tajnych.

Racja za dokonaniem tego kroku jest oczywista. Głosując, ludzie ci będą zawsze w większości wybierali takich polityków, po których spodziewają się poprawy swojego bytu. Takich więc, którzy mogą im (potencjalnie) zaoferować podwyżki, przywileje, rozszerzenie kompetencji...

Jest niezmiernie mało prawdopodobnym, aby taka zmiana, idąca pod prąd panującym trendom (zdaje się, że w Hiszpanii rozważano jakiś czas temu przyzanie prawa wyborczego szympansom..?) i logice “liberalnej demokracji” (która to logika wymaga tego właśnie, aby jak najwięcej poddanych jak najściślej związać z gosudarstwem!) mogła się udać.

Ale może w zamieszaniu, przez nieuwagę, przypadkiem..? Logika niemiłościwie nam panującego ustroju jest wprawdzie nieubłagana - ale głupota jego rządców i funkcjonariuszy też nie ma sobie równej..!

dla równowagi...

Oczywiście, taka sama zasada powinna panować na szczeblu samorządowym. Również tam, nie powinni własnego szefa wybierać pracownicy urzędów, firm komunalnych, samorządowych szkół, szpitali, instytucji, strażnicy miejscy itp.

Idąc za ciosem, można by spróbować pozbawić czynnego prawa wyborczego także osoby, które (w jakimś okresie przed wyborami: roku? Czterech lat?) pobierały od państwa lub od samorządu zasiłki, albo otrzymywały dotacje. W przypadku osób prawnych: członków władz i właścicieli takich osób prawnych.

To by było bardzo już drastyczne ograniczenie “elektoratu” (PSL? A co to jest PSL..?). Sam bym się w ten sposób pozbawił prawa wyborczego - ale i tak z niego nie korzystam (chyba, że kolega kandyduje, wtedy - z uprzejmości - oddaję na niego głos...).

Niezależnie od powyższego, rzeczą ze wszech miar słuszną i pożyteczną byłoby wprowadzenie “podatku wyborczego”. Chce Pan/Pani zagłosować..? Proszę bardzo, nie ma problemu, dwie dychy się należą: do kasy proszę, a potem z kwitem już prosto do urny...

Dwie dychy, bo tyle mniej - więcej przeciętna flaszka gołdy kosztuje, a nie chodzi tu o jakieś “cenzusy majątkowe”, tylko o symbol.


Można zresztą zgodzić się i na to, żeby niezamożny, a pragnący z prawa głosu skorzystać, te dwie dychy odpracował. Przez godzinę dekorując i sprzątając lokal wyborczy i jego okolicę! Albo i licząc głosy...

“Podatek wyborczy” praktycznie zlikwidowałby tzw. “ośle głosy” (więc głosy oddawane przypadkowo, złośliwie, pod wpływem ostatniej obejrzanej reklamy, itp.). Przynajmniej - tak być powinno.

Poza tym, byłoby to coś w rodzaju pokerowego “sprawdzam” jak chodzi o faktyczne poparcie dla partii politycznych. Czy rzeczywiście te główne mają wielomilionowy elektorat - czy tylko posiadany kapitał pozwala im takimi masami manipulować..?
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka